niedziela, 14 czerwca 2015

poddasze

kolejne potknięcie
o starą zabawkę
na zagraconym poddaszu.
rozsypane pudełko z fotografiami
w towarzystwie samotnego guzika
i kilku pożółkłych arkuszy


czas jakby zawiesił się
siwy puch
konsekwentnie przykrywa
istotność przedmiotów
narusza ich wagę
zamienia w rupiecie

najdziwniejsza jest tutaj mgła

nie chce ujawnić, co jest za oknem
jak wysoko nad ziemią jestem
co kryje tamtejszy świat
jest tylko strych


choć nie wiem czemu
lubię tu bywać

grzebać w reliktach przeszłości
przecierać zakurzone twarze
osób, których już dawno nie ma


wystarczy jedna zapałka

by zatlić spróchniałe deski
zabrać przeszłości medium
pokonać mgłę

zrobić w końcu porządek

wtorek, 7 kwietnia 2015

mapa

Nawet nie potrafię określić, jak ciężki był balast myśli porzucony jeszcze niedawno. Nadmiar połączeń nerwowych w swojej strukturze tak różny, w finalnym skutku jednoznaczny, obalający swą destruktywnością najmniejsze drgnięcie zwiastujące ten pierwszy krok w stronę światła. Człowiek pozostaje sobą, niezależnie od aury jaka go otacza, we mgle jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak w rażących promieniach słońca.

Tak naprawdę stojąc w jednym morzu, obmywa nas tysiąc fal, jesteśmy też towarzyszami tyluż ryb w nieustannej rotacji - pozornie związani z daną przestrzenią, która jest po prostu mieszaniną niezliczonych pierwiastków. Dłuższa obecność kogokolwiek to tak naprawdę kwestia chwilowej indukcji. 

Mimo to trwamy w wierze, że przypisany jest nam dany świat z określonym składem. Ta iluzoryczna trwałość bądź jej pragnienie popycha nas do działania. A czasem hamuje, to kwestia odkodowania jednakowych przecież intencji środowiska. 

Rodzimy się z mapą, której legenda staje się z czasem klarowniejsza. Nikt nie poda nam dokładnych współrzędnych ukrytego skarbu, a on zawsze istnieje. Szkoda byłoby go nie wykopać, to naprawdę przytłaczająca strata. Nie każdy dostanie w spadku łopatę i kompas, są tacy którzy wyrzucą mapę do śmieci, inni codziennie są w nią wpatrzeni. 

Żyję, trwam, mnogość barw oślepia, to niesamowite, jak bardzo człowiek się wyostrza bez utraty swojego rdzenia; jak szybko pną się gałęzie ku górze, jednocześnie pamiętając o korzeniach szukających niezbędnych źródeł. 

Nic się nie zmieniło, tak diametralnie, że aż wszystko jest inne. A wciąż takie same...