wtorek, 15 marca 2016

world as it is

Hej, świat nigdy nie przestał być piękny! W swojej brzydocie i asymetrii, konsystencji rozmoczonych liści i zacieków na fasadach budynków. Kiedy rozpieprzonym butem wchodzisz w kałużę ochlapując kostki; zaczynasz rozumieć, że to wszystko co wokół cię otacza jest w pewien sposób ze sobą połączone i co za tym idzie, nieuniknione. Nie uciekniesz do równoległej rzeczywistości, nie sprawisz,że te wszystkie zjawiska znikną na rzecz nowych, nieskażonych nostalgią mechanizmów.

Cofamy się myśleniem o lata, rozumiejąc, że nie zawsze byliśmy w błędzie. Pamiętam jak dziś, fascynację tym odrapanym miastem, historię kamienic zapisaną w odłamkach rozbitego szkła, w zgaszonych o podeszwę papierosach; wypalonych być może podczas emocjonalnego przełomu, a może po prostu ku fascynacji dymem kłębiącym się z ust, by chodź przez chwilę poczuć, że jest się w stanie mieć nad czymś kontrolę. Każda rysa, zaciek, napis i zmięta koszula, to wszystko zwykłam traktować jako dekorację; taki urok tego miasta.

W autobusowej przestrzeni ludzie wgapieni w telefony, nie dostrzegą szczegółów wartych więcej uwagi niż drogie torebki kupione przez obce dla nich osoby. Żyjemy tu, oddychamy tym samym powietrzem; mamy cały świat (aż i tylko), możemy przekształcać wszystko wedle uznania na naszą korzyść i kaprys. 

Pieniądze napędzają świat, ale czy na pewno? To tylko zwitki papieru które możesz zamienić we wszystko,tylko nie w szczęście. To ostatnie jest najtańsze i co najważniejsze, w pełni zależne od nas; z wiekiem wyobraźnia blednie, a marzenia się materializują. Nie spełniają się, stają się tylko prostsze i wymagają zwitków banknotów. Co z pragnieniami? Jest coś jeszcze, co sprawi, że skóra znów zgęsieje; da nadzieję że jeszcze kiedyś wyrosną nam pióra i nauczymy się latać? 

Dzieci od zawsze były mądrzejsze od dorosłych; nie wiedziały co to konformizm, starczył im kawałek trzepaka, kij, trawa i koledzy, by zawojować swoim światem. Dojrzałość to zrozumienie, że szczęście nadal może opierać się na tych samych filarach.

I może chwilami zapominamy o tym jacy jesteśmy naprawdę, może czasem chcemy przybrać maskę silniejszych od siebie, bardziej stanowczych... Może bez tych masek czujemy się nadzy i  bezbronni, ale czy nie na tym polega urok natury, że najpiękniejsza jest nietknięta ułudą ze wszystkimi swoimi zadraśnięciami?

Może prościej jest być człowiekiem, który nie podnosi wzroku i nie polemizuje ze światem; traktuje go jako układ zamknięty i nie chce stworzyć z niego obrazu, jaki chce widzieć. Może prościej jest schować głowę w piasek, dać się spłaszczyć normom społecznym i wyeliminować uczucia. Ale złość nie byłaby złością bez wybuchów, a miłość nie byłaby miłością bez porywów. Ludzie-wulkany, nieprzewidywalni, za to szczerzy.

I mimo wszystko, serce jest najlepszym doradcą, chłodna kalkulacja da ludziom tylko spodziewane efekty, gotowane ziemniaki na obiad i wczorajszego kotleta.. Żyć, chłonąć, wdychać, krzyczeć, drżeć, kochać, śpiewać, płakać i tańczyć... Albo gnić. Gnić, szarzeć, stać, leżeć, trwonić, starzeć, zwalniać, spadać, umierać.

Wybierz scenariusz, tylko pamiętaj, że jeden z nich nie ma didaskaliów.

poniedziałek, 7 marca 2016

epilog

tak znikąd los się uśmiechnął
uśmiechnął, bo wiedział, że to tylko żart
coś ulotnego, niezakorzenionego
w moim wątpliwym szczęściu.

hej, jestem tylko kłębem nerwów
połączonym wybuchowym charakterem.
tylko zwitkiem nieokreślonych emocji
tęskniących za nienazwanym


kwitnę i więdnę, więdnę i kwitnę
na zmianę
walczę ze swoimi wiatrakami

oceń książkę po zakończeniu
nie wstępie..