Jaskrawość tej niezapisanej kartki z pamiętnika razi mnie w oczy. Nie, nie zabrakło mi nigdy atramentu, tak naprawdę zawsze mam przy sobie wieczne pióro. Po prostu za każdym razem, gdy skapuje z niego nawet największa kropla, rozpływa się w powietrzu nie muskając nawet arkusza. Zawsze zdąży zdmuchnąć ją porywisty wiatr, nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak. Gdzie lądują te wszystkie kleksy, czyje kanapy brudzą? Lądują w studniach ściekowych, a może plamią eleganckie ubrania obcych ludzi... Cały świat upstrzony moją grafomanią, fragmenty których nie złożyłby i sam Sherlock. Bezdomne słowa rzucane w eter, irytujące porządnych, bawiące rozsądnych.
Trzask.
Połamana stalówka już nigdy nie osieroci swych grafitowych łez.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz